Założyłam sobie, że o pracy pisać nie będę, ale dzisiejszy kryzys, pierwsze poważne niepowodzenie...ehhh...
Skoro tak założyłam, no to może jednak nie napiszę nic o pracy, bo czy tak naprawdę warto się tym przejmować? Powiem/napiszę Wam za jakieś dwie-trzy godziny, kiedy mi się humor zmieni i znów wszystko w czarnych barwach będę widzieć...
Przestrzegam przed pracą w korporacji!!! Nawet tej najmniejszej, takiej mikro, tyci tyci, bez względy na wielkość firmy, korporacyjna mentalność jest jedna, niezmienna. Chyba dziś zostałam komisyjnie skazana na udział w tzw. wyścigu szczurów. Najgorsze jest to, że broniłam się przed tym rękami i nogami, bo znam to z teorii (w końcu jestem socjologiem), i myślałam, że nie doczekam praktyki, a jednak... Ale plusem jest to, że prania mózgu mi nie zrobią. Jestem w takiej sytuacji, że na razie pracy zmienić nie mogę - taki wniosek po rozważeniu "za" i "przeciw", ale gdy tylko nadarzy się okazja... Będę szukać okazji, no doubt!
Ha! A jednak o pracy napisałam...
Ale następny wpis będzie o czymś znacznie przyjemniejszym :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz